Ku przestrodze. Historia jest na motywach autentycznych, dane identyfikujące bohaterów historii oczywiście zmienione, to jest inicjały, miejsca, marki aut zmienione. Pozostałe okoliczności z życia wzięte.
Bohaterowie historii.
1. Andrzej B., 35 letni inżynier z miejscowości Głucha Puszcza pod Poznaniem : poszukiwał bezwypadkowego
z oryginalnym i niewielkim
przebiegiem samochodu, najlepiej sprowadzonego.
2. Stefan W., mieszkaniec położonego w Wielkopolsce Gniazdowa, od czasu do czasu handlował autami sprowadzanymi z krajów różnych.
3. Jan C., obywatel polski mieszkający w Holandii,
był przyjacielem Stefana W. Za namową Stefana W., a może bez namowy? na aukcji samochodowej w Belgii nabył samochód VW Sharan z 2007 roku celem zbycia go w RP ze stosownym, czyli dużym zarobkiem.
Samochód przyjechał do RP na lawecie należącej do Stefana W. i został zaparkowany na gniazdowskim podwórzu Stefana W. oraz trafił na popularny serwis aukcyjny, który w tym czasie z wypiekami na twarzy przeglądał Andrzej B. W ogłoszeniu podano numer kontaktowy Stefana W., który dysponował dokumentami auta, w tym fakturą wystawioną na nazwisko Jana C. Faktura była na 10 000 Euro, czyli kwotę jaką faktycznie zapłacono. Stefan W. wystawił auto na prośbę Jana C., zamiarem Jana jest bowiem sprzedaż auta z zyskiem, ale Stefan może mu w tym pomóc i czemu by nie miał też coś zarobić - przecież Jan nie będzie siedział w RP do czasu sprzedaży auta. Stefan może kupiłby je sam, ale chwilowy brak gotówki nie pozwalał mu na to. Kilka kupionych przez niego wcześniej bezwypadkowych i z oryginalnymi przebiegami aut stało w jednym z 40 gniazdowskich komisów należącym do jego kuzyna i nie chciało się sprzedać.
Tu losy wszystkich panów się zazębiają. Andrzej B kontaktuje się ze Stefanem W., który w sposób budzący zaufanie przedstawia pojazd i okoliczności jego nabycia, nie wspominając jednak kto jest jego właścicielem. Oględziny auta i jazda próbna wypadają pozytywnie. Auto jest naprawdę bezwypadkowe. Czy ma skręcony licznik, o tym historia milczy, ale raczej nie.
Obaj panowie uzgadniają cenę 48 000 zł. Jako, że auto oczywiście jest "do opłat" i z pojemnością silnika 2,8, akcyza będzie wysoka. Stefan W. proponuje zatem, że załatwi w firmie która sprzedała auto, wystawienie faktury bezpośrednio na nazwisko Andrzeja B. Potrwa to trochę, bo starą fakturę zawiezie do Belgii zaprzyjaźniony kierowca TiR-a i przywiezie fakturę nową, już właściwą i w miarę możliwości na kwotę znacznie niższą - około 3000 euro, żeby się celnicy nie czepili że za 1 euro. Andrzej B. wyraża zgodę i wpłaca jedynie 500 zł zaliczki.
Po około 2 tygodniach Stefan W. informuje Andrzeja B., że faktura na niego już jest i auto do odbioru. Tak też się dzieje. Stefan W. wręcza Andrzejowi B. pełną dokumentację samochodu, autentyczną książkę serwisową, dwa kluczyki. Andrzej B. oczywiście nie omieszkał sprawdzić historii pojazdu, wszystko jest w porządku. Kwota 47500 (bo 500 już zapłacone) trafia do rąk Stefana W. Po zwyczajowym korowodzie urzędowym samochód zostaje - z sukcesem zarejestrowany w starostwie powiatowym właściwym dla Głuchej Puszczy.
Wszystko kończy się dobrze, prawda?
Epilog.
Po około pół roku Andrzej B. otrzymuje niespodziewaną korespondencję z Holandii. Nikogo stamtąd przecież nie zna. Otwierając ją ze zdziwieniem, czyta, że specjalizujący się w skomplikowanych przypadkach mecenas Hans van Winkelmans uprzejmie prosi go o niezwłoczny zwrot samochodu marki Volkswagen Sharan należącego do jego klienta Jana C. Na okoliczność, że istotnie należy on do jego klienta, przedstawia fakturę zakupu wystawioną na nazwisko Jana C. przez jedną z największych europejskich firm leasingowych...
Historia ta póki co nie ma swojego końca. Jak dotąd Andrzej B. cieszy się (?) wciąż swoim bezwypadkowym VW. Martwi się jednak procesem o zwrot auta wytoczonym mu przez Jana C. Toczy się także kilka postępowań karnych, w sprawie: przywłaszczenia samochodu, oszustwa, składania fałszywych zeznań, podrobienia i posługiwania się sfałszowanym dokumentem....
Stefan W. nie odbiera telefonów od Andrzeja B. Twierdzi, że Jan C. mści się na nim, ponieważ z ceny sprzedaży potrącił sobie uzgodnione wcześniej 4000 zł prowizji co sprawiło, że zarobek Jana C. był znacznie mniejszy niż ten oczekiwał.
Jan C. nie twierdzi, że Stefan W. auto mu ukradł. Nie twierdzi też że ukradł je Andrzej B. Twierdzi jedynie, że Stefan W. nie miał pełnomocnictwa do sprzedaży samochodu w jego imieniu. Miał jedynie oferować auto do sprzedaży za stosownym wynagrodzeniem, a w razie znalezienia chętnego klienta Jan C. w najbliższy weekend przyjechać miał do Polski celem podpisania umowy, po zaakceptowaniu przez siebie jej warunków.
Jak historia ta skończy się, nie wiadomo. Zapewne któryś z panów kłamie. Oceni to Sąd i to nie jeden, a kilka.
Andrzej B., facet w końcu z wyższym wykształceniem i wcale inteligentny długo jeszcze zapewne będzie sobie zadawał pytanie:
- jak mógł nie sprawdzić tożsamości osoby oferującej mu auto do sprzedaży
- jak mógł nie przeczytać dokładnie faktury sprzedaży samochodu za skądinąd niemałą kwotę
- jak mógł uwierzyć, że jedna z największych firm leasingowych w Europie ot tak wyrzuci do kosza fakturę na 10 000 euro i na nazwisko Jana C. i wystawi fakturę na nazwisko Andrzeja B.
Resztę pytań, których zadać można wiele, pozostawiam ewentualnym dyskutantom. No a już zwłaszcza osobom, które chciałyby spróbować zakupu auta na "fakturę korygowaną", pół umowy.
pozdrawiam ziemekb