Posiadasz już konto?

Zaloguj

Darmowe Sprawdzenie VIN

Weryfikujemy Historię Wypadkową Pojazdów

Account

Please wait, authorizing ...
×
Przydatne informacje zanim kupisz auto

TEMAT: Samochody po powodzi

Samochody po powodzi 2010/07/15 18:59 #212

  • rch
  • rch Avatar
witam, znalazłem na sieci fajny artykuł pod linkiem:
www.autoporadnik.pl/porady/samochody-po-...e-z-wartosci/artykul
wkleję go poniżej, bo tam może zniknąć:


Samochody po powodzi: Auta wymyte z wartości


Wyglądają jak pełnowartościowe samochody. Czasem stoją na placu z uchylonymi oknami, bo w środku unosi się dziwny zapach, ale tak naprawdę trudno je rozpoznać. Strzeż się aut po powodzi!

Nie ma się co oszukiwać – po zalaniu przez wodę wielu miejscowości naszego kraju czeka nas teraz zalew aut, które w mniejszym lub większym stopniu ucierpiały w wyniku niechcianej kąpieli. Trochę czasu trzeba było na załatwienie formalności ubezpieczeniowych, nieco więcej – na prace przywracające pojazdom przywoity wygląd. Ale już trafiają one na giełdy i do komisów, najczęściej za pośrednictwem handlarzy kupujących je bezpośrednio od powodzian bądź na aukcjach organizowanych przez ubezpieczycieli.

Warsztaty zajmujące się czyszczeniem i doraźnym doprowadzaniem do stanu używalności samochodów popowodziowych mają ręce pełne roboty. Wystarczy zerknąć na Allegro.pl, by zobaczyć, ile jest ofert w rodzaju „kompletna tapicerka do…”. Gdyby nie powódź, można by sądzić, że Polacy masowo zabrali się do odświeżania swoich kilku- czy kilkunastoletnich pojazdów. Niestety, jest inaczej – właściciele i handlarze próbują po prostu zatrzeć ślady po zalaniu.

Trudno się zresztą dziwić powodzianom. Wielu z nich nie ubezpieczyło swoich aut. Inni, po otrzymaniu odszkodowania pomniejszonego o tzw. wartość pozostałości (zwykle powinna wynosić ona tyle, ile wypłacają zakłady demontażu pojazdów, czyli kilkaset złotych, ale często jest inaczej) próbują zmniejszyć swoje straty, a czasem też zarobić.

Zawsze – co naturalne – chcą zarobić handlarze. Wszystkim, którzy w najbliższym czasie zamierzają kupić samochód używany, przypominamy więc o dwu zasadach, jakich właśnie teraz przestrzegać trzeba bardziej bezwzględnie niż kiedykolwiek. Po pierwsze: kupując auto w komisie itp., nie gódźmy się na żadne wybiegi typu „umowa bezpośrednio z poprzednim właścicielem”. Żądajmy faktury – tylko wtedy mamy szansę na dochodzenie czegokolwiek od sprzedawcy. Po drugie: żeby później odzyskać swoje pieniądze, nie próbujmy oszukiwać fiskusa metodą zaniżania wartości samochodu na fakturze.
Ostatnio zmieniany: 2010/10/05 09:55 przez Krzysztof.
Administrator wyłączył możliwość publicznego pisania postów.

Odp: Samochody po powodzi 2010/10/05 07:49 #1129

  • Krzysztof
  • Krzysztof Avatar
  • Offline
Auta po powodzi to skarbonki bez dna!
Autor: rrybicki

www.autoporadnik.pl/porady/auta-po-powod...dna/artykul?page=0,2

Wyglądają tak jak pełnowartościowe samochody. Czasem stoją na placu z uchylonymi oknami, bo w środku unosi się dziwny zapach, ale tak naprawdę trudno je rozpoznać. Strzeż się aut po powodzi!
 
To przykra wiadomość dla właścicieli podtopionych samochodów, chyba że byli dobrze ubezpieczeni: auta popowodziowe warte są z grubsza tyle, ile ważą. Oznacza to, że od razu albo w krótkim czasie powinny trafić na złom. Wiele z nich jednak, po doraźnym oczyszczeniu i dopraniu, trafi do komisów i ogłoszeń w internecie. Takie samochody są odkupywane przez handlarzy bezpośrednio od powodzian lub na aukcjach samochodów przejmowanych  przez ubezpieczycieli. Warsztaty zajmujące się czyszczeniem i doraźnym wskrzeszaniem samochodów popowodziowych mają wreszcie pełne ręce roboty.





Jeśli właściciele tych chwilowo odratowanych aut choć trochę znają się na mechanice, wkrótce albo natychmiast po odebraniu ich z warsztatu wystawią je na sprzedaż. Powód jest oczywisty – taki samochód już nigdy nie wróci do stanu sprzed zalania. Większość będzie sprawiać tak wielkie kłopoty w eksploatacji i powodować takie koszty, że ich utrzymywanie stanie się całkowicie nieopłacalne.
Podtopione samochody w komisach i u handlarzy – w większości przypadków – stoją z uchylonymi oknami. To pierwsza rzecz, która może rzucić się w oczy. Szyby oczywiście można zamknąć, ale wówczas, po otwarciu drzwi i zajrzeniu do wnętrza, poczujemy, mniej lub bardziej wyraźny,  zapach stęchlizny. W zasadzie to już wystarczający powód, żeby zakończyć oglądanie. Podejrzany może być też silny zapach substancji czyszczących lub odświeżaczy powietrza mających ukryć fetor. Co sprytniejsi handlarze korzystają z nowoczesnych i przynajmniej doraźnie skutecznych metod, np. ozonowania wnętrza, stosowanego normalnie np. w przypadku czyszczenia i dezynfekcji  zagrzybionych klimatyzacji.

Tak czy inaczej nie dajmy się nabrać na maskowanie smrodu! Otwórzmy bagażnik, zdejmijmy wykładzinę i zajrzyjmy w niżej położone zakamarki i otwory technologiczne. Jeśli jest tam warstewka piasku, jeśli zza klapek wydobywa się nieprzyjemny zapach, kończmy oglądanie! Auto się do niczego nie nadaje!
 
Zapach stęchlizny to bowiem  niejedyny i wcale nie najważniejszy problem. Kłopotem jest to, że duża część instalacji elektrycznej w samochodach poprowadzona jest po podłodze
– pod dywanikami i wygłuszeniami. Gdyby przez całą długość auta przebiegały wyłącznie zaizolowane kable, nie byłoby problemu. Niestety, instalacja składa się z fragmentów łączonych kostkami i złączkami. Jeśli były choć przez chwilę narażone na zanurzenie w brudnej wodzie, proces ich przyspieszonego utleniania został rozpoczęty. Prędzej czy później pojawią się niespodziewane, tajemnicze usterki, które trudno zdiagnozować, ale zawsze wiążą się z „rozbebeszaniem” auta.
Auta popowodziowe są nie tylko kosztowne w eksploatacji, ale przede wszystkim niebezpieczne. Wystarczy wyobrazić sobie, że kontakt z wodą miały napinacze pasów bezpieczeństwa, poduszki powietrzne (np. umieszczone w fotelach) oraz urządzenia elektroniczne – a wśród nich np. sterowniki zabezpieczeń pirotechnicznych, układów ABS oraz ESP. Takie elementy jeszcze przez jakiś czas po zalaniu mają szansę działać. Nie sposób jednak wszystkiego przepłukać i zabezpieczyć przed korozją, kosztowałoby to majątek. Tak więc prędzej czy później elektronika zacznie płatać figle.





Przed zalanymi samochodami, które właśnie trafiają do sprzedaży, ostrzega Polska Izba Motoryzacji: „(...) niektóre towarzystwa ubezpieczeniowe uprościły procedurę oględzin, ograniczając się do stwierdzenia, do jakiego poziomu pojazd został zalany. (...) Natomiast gdy pojazd został przemieszczony w wyniku działania fali powodziowej, opisuje się również uszkodzenia mechaniczne nadwozia (...). Rzeczoznawcy nie odnoszą się przy tego typu oględzinach do żadnych elementów mechanicznych pojazdów, ponieważ w zasadzie nie są w stanie stwierdzić bez stanowiska warsztatowego i demontażu (co generuje koszty), w jakim stanie znajdują się elementy mechaniczne pojazdu. Nieznane również jest rzeczoznawcy wykonującemu oględziny, czy były np. próby uruchamiania samochodu przed jego przyjazdem. Wszystko to skłania towarzystwa ubezpieczeniowe do rozliczania większości przypadków jako szkody całkowite”. I tu wyjątkowo zgadzamy się z ubezpieczycielami: to są szkody całkowite, tych samochodów nie opłaca się naprawiać. Co do faktycznej wartości tego, co zostało, to... w większości przypadków jest to kwota absolutnie symboliczna – tyle, ile zapłaci stacja demontażu pojazdu, minus koszt transportu.

Ubezpieczyciele starają się zawyżać wartość pozostałości, bo jest ona odliczana od kwoty odszkodowania. W ten sposób właściciel zalanego auta, który nie chce zbyt wiele stracić, zmuszony jest je sprzedać albo naprawić. Rozliczenie szkody jako całkowitej nie znaczy wcale, że mamy obowiązek oddać zniszczony samochód na złom. W efekcie aut popowodziowych na rynku nie brakuje. Pół biedy, jeśli formalnie kupimy je od handlarza – wtedy w razie problemów liczyć można na ochronę wynikającą z przepisów konsumenckich. Często jednak bywa tak, że pośrednicy, odbierając zalane auto od sprzedawcy, płacą mu od razu pełną sumę, a formalności obiecują załatwić później. Gdy auto jest już gotowe, co przy pobieżnym oczyszczeniu „dla oka” zajmuje najwyżej kilka dni, wystawiają je na sprzedaż, a kiedy już znajdzie się klient, doprowadzają do formalnej finalizacji sprzedaży pomiędzy poprzednim właścicielem a nieświadomym niczego nabywcą. W takiej sytuacji  handlarz w razie problemów nie bierze na siebie jakiejkolwiek odpowiedzialności. Adresatem ewentualnych roszczeń niezadowolonego nabywcy auta staje się powodzianin, któremu wydawało się, że pozbył się problemu, przekazując auto handlarzowi.





Nieuczciwi sprzedawcy oferujący auta z powodziową przeszłością za pośrednictwem komisów zabezpieczają się, przekonując nabywcę do znacznego zaniżenia kwoty na fakturze. Argumentują, że w przeciwnym wypadku cena musiałaby być znacznie wyższa. W takiej sytuacji, jeśli w końcu wyda się, że auto było zalane, ryzykują najwyżej, że będą musieli zwrócić ułamek zainkasowanej kwoty. Udowodnienie, że cena była inna, jest zwykle niemożliwe, bo pieniądze przechodzą z ręki do ręki bez żadnych świadków. Dlatego teraz, bardziej niż kiedykolwiek, odradzamy oszczędności polegające na oszukiwaniu fiskusa – mogą drogo kosztować. Jeżeli sprzedawca odmawia wystawienia faktury na prawdziwą kwotę, lepiej zrezygnować z transakcji.
Przestrzegamy przed naiwnymi próbami identyfikacji samochodów na podstawie ich miejsca rejestracji. Jest wiele aut należących np. do firm leasingowych w Warszawie, a jeżdżących we Wrocławiu lub odwrotnie. Nie polecamy też sugerowania się ceną – zreanimowane samochody wcale nie muszą być tańsze od pełnowartościowych, szczególnie gdy mają oryginalny lakier.
Administrator wyłączył możliwość publicznego pisania postów.
Moderatorzy: AutoRaport