Forda Fiestę można śmiało tytułować miejskim bestsellerem dwóch wieków. Trudno uwierzyć, że wozi ludzi już od 1976 roku. Młodszym czytelnikom ten odległy czas pachnie archeologią, nic dziwnego – to poprzednie tysiąclecie. Właśnie w tym roku wprowadzono w Polsce kartki na cukier i oddano do użytku trasę Warszawa-Katowice, popularną Gierkówkę.
Są jeszcze tacy, którzy pamiętają, że rok ów był i dobry, i zły – odwiedził Polskę zespół ABBA, z drugiej strony ceny żywności podskoczyły o 70 proc. Tak, tak, właśnie o tyle! Żerań świętował produkcję milionowego samochodu, choć na ulicach najczęściej spotykanymi autami były w tym roku maluchy i milicyjne Nysy.
Born to be champion
O Nysie nikt już nie pamięta, a mały Ford, zaprezentowany wtedy w Le Mans, doczekał godnego jubileuszu i siedmiu, choć właściwie z modelem 2014, siedmiu i pół generacji. Świat motoryzacji ewoluował przecież tak szybko, a Fiesta za tymi zmianami nadążała i przez lata wypracowała kolejny rekord – jest najlepiej sprzedającym się samochodem miejskim w Europie... po 37 latach od premiery. I to po raz trzeci od roku 2009. Oznacza to, że w salonach światowej sieci dilerów Forda co dwie minuty ktoś kupował Fiestę.
Co jest takiego w tym autku segmentu B, czym przekonało do zakupu 15 mln właścicieli? Z pewnością Fiesta jest szyta na miarę mieszczucha, który żyje między pracą a domem w metropolii lub miasteczku. Wpisała się też w potrzeby właścicieli flot firmowych, jako niezmordowany długodystansowiec. Zastanawialiśmy się nad tym, testując nową Fiestę w Wiecznym Mieście, a za plener fotograficzny posłużyły nam dekoracje słynnej rzymskiej wytwórni filmów Cinecitta i plan serialu „Rzym”.
Wybór serca
Klient zdecydowany na zakup Fiesty musi jeszcze rozstrzygnąć podstawową kwestię – który z siedmiu silników będzie dla niego najbardziej odpowiedni. Czy zdecydować się na auto z benzynową jednostką 1.0 EcoBoost (100 lub 125 KM), która w ubiegłym roku otrzymała tytuł „International Engine of the Year”, czy może wybrać ECOnetic z silnikiem wysokoprężnym 1.6 Duratorq TDCi, który potrafi 100 km pokonać na 3,3 litra oleju napędowego, a emituje zaledwie 87 gram CO2 na kilometr, więc na najbliższym salonie w Genewie znajdzie się w elitarnym klubie aut wyrzucających z rury wydechowej mniej niż 100 g/km. Drugi z turbodiesli, 75-konny 1.5 Duratorq TDCi, również mieści się w klubowym towarzystwie.
W gamie silnikowej do wyboru są jeszcze cztery napędy benzynowe, dostępne w polskich salonach: 80-konny 1.0 Ti-VCT z systemem zmiennych faz rozrządu (Twin Independent Variable Camshaft Timing), 1.25 Duratec (60 albo 82 KM), 96-konny 1.4 Duratec oraz 105-konny benzynowy 1.6 Ti-VCT Duratec. W stosunku do pełnej gamy europejskiej brakuje w Polsce jedynie dwóch jednostek: najsłabszej 65-konnej 1.0 oraz 1.4 LPG przygotowanej do zasilania gazem. Brak tej ostatniej pewnie zasmuci właścicieli stacji LPG, a ucieszy zarabiających na montażu instalacji gazowych.
Jazda – bajka i czas refleksji
Sama jazda Fiestą daje dużo przyjemności – auto z napędami wysokoprężnymi oraz obsypanym nagrodami benzynowym EcoBoost dysponuje dostateczną rezerwą mocy i dostępnym pod prawą stopą momentem obrotowym, aby kierujący czuł się komfortowo i bezpiecznie podczas manewrów wyprzedzania. Kabina jest dobrze izolowana akustycznie, co wpływa również na obniżenie stresu i wydłużenie czasu koncentracji w podróży. Nikt nie wymaga od przeciętnego użytkownika przejechania 1 mln. 250 tys. km w ekstremalnych warunkach, co było udziałem 31 śmiałków, testujących przedprodukcyjne egzemplarze po dziurach, bitych traktach, w temperaturach od -40 do +82 st. C, jednak producent obiecuje, że auto jest w stanie przejechać całe Śródziemie, aż do Mordoru. Gdyby ktoś ośmielił się na to i Fiestą wspinał się tam przez Wrota Rohanu – ułatwi mu to opracowany przez Forda układ wspomagający ruszanie z miejsca na wzniesieniach (Hill Launch Assist). System nie pozwoli na stoczenie się pojazdu po zatrzymaniu go na stromym podjeździe.
Bajkowe ekscesy kończą się jednak dla młodszych kierowców wraz z zakupieniem Fiesty wyposażonej w system MyKey. Umożliwia on kontrolę rodzicielską pojazdu, rozpoznając dzięki magicznym kluczykom, kto zasiadł za kierownicą. Otwiera to całe spektrum możliwości doglądania młodego kierowcy i ograniczania ekstrawagancji, które mogłyby przyjść mu do głowy. Mama i tata mają więc władzę absolutną nawet poza domem i mogą wyegzekwować ją w formie limitowania prędkości maksymalnej, głośności zestawu audio, a nawet zablokować zapłon, jeśli kierowca i pasażer lub pasażerka nie zapną pasów bezpieczeństwa. Wszystko dla dobra dziecka.
Mieliśmy podczas testów nieodparte wrażenie, że samochody od dnia premiery Fiesty w 1976 roku coraz bardziej panują nad nami, ludźmi. Z jednej strony to przyjemne – troszczą się o nasze życie, kontrolują ewentualne uślizgi, mówią do nas i słuchają całych zdań, przewidują niebezpieczeństwo i delikatnie budzą z otępienia, wibrując kierownicą, kiedy zjeżdżamy z pasa, ale stały się przez to bardziej niedostępne i tajemnicze. Po cóż zaglądać pod maskę, skoro bzyczy tam mózg elektronowy, zrozumiały wyłącznie dla neurochirurgów z autoryzowanych stacji obsługi.
Wewnętrzna przemiana bohatera
Niewielu testujących zwraca uwagę na ewolucję, która dokonuje się ostatnio we wnętrzach modeli Forda. Warto poświęcić temu choćby parę słów, w kontekście globalnej polityki koncernu. Zwykle recesja wymusza zmiany na gorsze, tańsze materiały i unifikację wielu detali. Oszczędności tak, stagnacja nie – zdają się mówić kolejne odsłony gamy modelowej i ostatnie decyzje personalne Forda. Właśnie jeden z najgłośniejszych transferów w świecie europejskiego designu minionego roku świadczy o tym, że do personaliów i wewnętrznego dojrzewania modeli podchodzi się poważnie. Od prawie roku dyrektorem biur projektujących wnętrza pojazdów Forda i Linkolna jest Amko Leenarts, który wcześniej przez 12 lat kierował zespołem genialnych designerów, rysujących kokpity w centrum stylistycznym Peugeota. Można śmiało powiedzieć, że jego załoga dokonała estetycznej rewolucji w kabinach aut francuskiej marki, co doceniono w wielu konkursach i plebiscytach. Kiedy w czerwcu Leenarts z Paryża przeniósł się do Merkenich pod Kolonią, był to sygnał, że europejski styl zdobędzie dominującą pozycję w strategii wizerunkowej Forda. Leenarts trafił wprost pod skrzydła J Maysa, wiceprezesa i dyrektora działu projektów grupy marek Ford Motor Company. Czas wdrażania projektu jest zwykle dłuższy niż rok, jednak już dziś widać „odmłodzenie” stylistyczne wnętrz gamy modelowej i wyrazisty family look, czyli konsekwencję tworzenia wspólnego wizerunku dla aut nowej gamy.
Mostek kapitański Fiesty musi pomieścić sporo nowinek technicznych, w jakie wyposażono auto. Przy takiej obfitości funkcji, paneli i instrumentów ergonomia obsługi stanowi dominantę w stosunku do estetycznych poszukiwań projektanta. Nie mamy jednak wrażenia, że kierowca zgubi się w nadmiarze informacji, wręcz przeciwnie, od pierwszych przejechanych kilometrów czujemy się swojsko w przestrzeni kabiny.
Wyświetlacze kokpitu w kolorze Ice Blue oraz nowa grafika sekwencji powitalnej nie zaskoczą kierowcy, znającego klimat aut Forda. W kole kierownicy umieszczono przyciski sterujące systemem audio, funkcjami pokładowymi pojazdu oraz ustawieniami paneli informacyjnych. Nie jest to w segmencie B normą, a jednak w Fordzie możemy zamówić aktywowany głosem system komunikacji SYNC oraz zintegrowaną nawigację satelitarną, w związku z czym możemy też wyposażyć auto w 5-calowy kolorowy wyświetlacz instalowany w konsoli. Centralny podłokietnik ze schowkiem i uchwyty na napoje oraz ergonomiczne panele drzwiowe ze sterownikami szyb i lusterek, a także sporymi kieszeniami stwarzają kierowcy komfortowe miejsce pracy, porównywalne z dobrze zorganizowaną przestrzenią większych aut. Przednie fotele Fiesty wydają się solidne, jednak mają zbyt krótkie siedziska, co odczują wyżsi pasażerowie. To wada Fiesty i B-Maxa, będąca efektem powiększenia przestrzeni dla pasażerów drugiego rzędu foteli. Kompromis nie zawsze wychodzi na zdrowie – fotel kierowcy jest przecież używany zawsze, pasażerowie tylnej kanapy wożeni są raczej okazjonalnie.
Mocne danie na deser
Doskonała informacja dla fanów mocniejszych doznań za kółkiem – w Kolonii ruszyła produkcja nowego Forda Fiesta ST – najszybszej odmiany modelu, która do setki rozpędza się w 6,9 sekundy, a maksymalną prędkość ograniczono elektronicznie do 220 km/h. Już za trzy tygodnie ten mały hot hatch dostarczy nam pierwszych wrażeń z jazd, którymi podzielimy się z czytelnikami.
Samochód napędza silnik 1.6 EcoBoost o mocy 182 KM. Zastosowano nową konstrukcję podwozia, układ kierowniczy i hamulcowy, zmodyfikowaną wersję układu TVC poprawiającego stabilność na zakrętach oraz pracujący w trzech trybach układ elektronicznej kontroli stabilności (ESC) – zapowiada się więc faktycznie ekstremalna jazda. Słowo ekstremalna zyska też nowy wymiar, bo ST ma według specyfikacji producenta potrzebować tylko 5,9 l na 100 km. Ale... who cares?